niedziela, 30 września 2012

Szaman Galicyjski i sprawa nazareńska

Panienka na luteńce cieniutkie brała tony,
Wszedł janioł i powiedzioł: "Niek bedzie pochwalony!
Niek bedzie pochwalony, a taka ma nowina,
że z Ducha Niebieskiego Bożego zrodzisz Syna."
Maryja rzekła: "Niech się Twym słowom zadość stanie."
I tak to się odbyło Jezusa zwiastowanie.


Nie jestem pewien, czy dokładnie pamiętam słowa Tryptyku Grześkowiaka, niech mi wybaczone będzie, jeśli coś przekręciłem. 

Nazaret. Kiedyś miasteczko na tyle małe, że nie ma o nim żadnej wzmianki w tekstach i dokumentach przedchrześcijańskich.  Nazwa miasta ma bardzo niejasny rodowód. Być może pochodzi od hebrajskiego na ser oznaczającego 'gałąź', ale to chyba tylko po to, żeby znaleźć odniesienie do Księgi Izajasza 11:1 "z korzenia Jessego gałąź wyda owoc." Dlaczego w Biblii Tysiąclecia jest " I wyrośnie różdżka z pnia Jessego"? Nie znam się na różdżkach, a prorocy pisali zawile. W Nowym Testamencie wspomniane kilka razy i to dopiero w kopiach z ok. II i III w.n.e. Wcześniej nic o nim nie wiadomo. Mieszkańcy Nazaretu są przedstawiani raczej negatywnie. W Ewangelii św. Jana Nataniel pyta: "czy może coś dobrego wyjść z Nazaretu?" Znaczenie tego pytania jest niejasne. Może oznaczać, że Nazaret jest małym, nic nie znaczącym miasteczkiem, albo też poddawać w wątpliwość nie jego wielkość, ale jakość. A może chodzi o wcześniej przywołaną "gałąź"? Mieszkańcy Nazaretu z Ewangelii wg Łukasza chcą zabić Jezusa zrzucając go z klifu. W Ewangelii wg Marka nic nie rozumieją i Jezus opuszcza niegościnne miasto. Nikt nie może być prorokiem we własnym kraju.
Obecnie jest to największe miasto Dystryktu Północnego Izraela. Ponad dwie trzecie mieszkańców to Palestyńczycy, to największe miasto palestyńskie w Izraelu.


Tak wygląda "obudowane kościołem" (w randze bazyliki) miejsce zwiastowania, uznawane przez rzymskich katolikówKomuś, kto nie był w Izraelu i zna te widoki tylko z filmów lub zdjęć może się wydawać, że to jeszcze jeden kościół. A jest to największy kościół katolicki na Bliskim Wschodzie. Mnie się nie podobał. Bezładne pomieszanie stylów, nowoczesny z zewnątrz, ale ciężki, z okienkami jak strzelnicami, nie, z pewnością nie mój typ.



I nawet ta wieża jakaś taka przyciężka mimo wszystkich ażurków.

W środku znowu kilka poziomów, wyglądających jak nieukończone Tetris i grota zwiastowania.


Grota poniżej.



Nieco z tyłu, ale na tym samym placu stoi kolejny kościół, tym razem św. Józefa. Podobno w tym miejscu miał on swój warsztat. Hmm... kolejna rozterka, bo przecież Józef był cieślą, czyż nie tak nam mówiono? Tylko skąd brał drewno, którego w Palestynie było bardzo mało lub wcale. Do poważnych budów sprowadzano drewno z Libanu. Może to po prostu przekłamanie historyczno-geograficzne? Kiedy ludzie z Europy czytali o "rzemieślniku wykonującym sprzęty domowe" myśleli automatycznie o cieśli lub stolarzu. Tu większość tych rzeczy była... z kamienia. Zatem może raczej Józef był kamieniarzem? Tak wersja też jest rozważana.


Ten kościół jest na szczęście prosty, choć, jak wiele tu, wielopoziomowy. Można zejść do piwnic (bo przecież nie do krypty) i zobaczyć odsłonięte w czasie prac archeologicznych fragmenty budynków. Czy był to warsztat, nie wiadomo. W każdym razie nie była to uboga chata, a raczej dostatni dom.

Obecność muzułmanów, chrześcijan i starozakonnych sprzyja drobnym i większym konfliktom. A to ktoś nie zgadza się na budowę meczetu, a to ktoś protestuje przed zabudową placu, pod którym podobno pochowany jest bratanek Saladyna, a to z Libanu nadleci rakieta wystrzelona przez Hezbollah i zabije dwójkę dzieci. Za naszego pobytu nic takiego nie miało miejsca, ale malutki (?) akcencik udało mi się (ha, ha, udało, ślepy by zobaczył!) znaleźć.


Napis, w tle którego znajduje się bazylika, głosi:
"And whoever seeks a religion other than Islam, it will never be accebted*) of him, and in the Hereafter he will be one of the losers"
I każdy, kto szuka religii innej niż islam, nigdy nie będzie zaakceptowany i w niebie będzie jednym z przegranych. 
Hereafter przetłumaczyłem tu jako 'niebo', ale chodzi o życie pozagrobowe.

cdn
_________________
*) oczywisty błąd, powinno być 'accepted', ale gdyby nam przyszło stawiać te ichnie znaczki, było by jeszcze gorzej

środa, 26 września 2012

Szaman Galicyjski i sprawa pewnego podkopu

Zanim jednak o podkopie, króciutki przejazd przez Hajfę, jeden z największych i najruchliwszych portów tej części Morza Śródziemnego. A ruchliwy port wygląda tak: /foto Najmilsza/


Tak tu mówią, że Jerozolima się modli, Tel Aviv się bawi, a Hajfa pracuje. No, nie bawi się, to fakt. Wszystko tu pozamykane już o dziesiątej wieczorem. Jak ma się ochotę na nocną zabawę, to tylko godzinna jazda pociągiem dzieli nas od Tel Avivu. Plus godzina z powrotem.

W Hajfie można zobaczyć centrum religii Bahá'í. Religia istniejąca od XIX wieku, powstała w Turcji. Zasady po  raz pierwszy ogłosił  Bahá'u'lláh i generalnie, w największym uproszczeniu, opierają się one na założeniu, że wszystkie religie monoteistyczne są jedną religią, każdy wielki prorok (Mojżesz, Jezus, Mahomet i inni) są głosicielami tej samej religii, tylko dostosowanej do miejsca i czasu, w którym przyszło im działać. Ideę piękna i harmonii wyrażają m.in. przez wspaniałe ogrody. A ogrody wyglądają tak:


Ogrody z przodu, Hajfa z tyłu.

Kawałek na północ od Hajfy, na końcu zatoki, leży Acre. Sposobów pisania tej nazwy jest wiele, pozostańmy przy tym. Jest to jedno z najdłużej zamieszkałych miast w tym rejonie. Za czasów biblijnego Enocha rejon ten nawiedziły dwie potężne powodzie. Kiedy woda podeszła do miasta Bóg powiedział "Ad ko!" - 'dotąd' i woda dalej już nie poszła. Od owego 'ad ko' pochodzi hebrajska nazwa Akka. Z kolei grecka nazwa 'Aka' pochodzi od 'leczenia' - tu zbierał zioła ranny Herkules.

W okresie mandatu brytyjskiego w Palestynie w Acre było więzienie. Dość poważne, wykonywano tu wyroki śmierci i w ogóle trzymano różnych kryminalistów i więźniów politycznych (wtedy nie używano powszechnie określenia "terrorysta", ale właśnie tacy tam siedzieli; zarówno ze strony żydowskiej jak i palestyńskiej). Nie jest to specjalnie dziwne, bo już w roku Pańskim 1216 biskup francuski, Jacques de Vitry, który przybył tu po wyczerpującej morskiej podróży, w liście do domu pisał o mieście, w którym morderstwa są na porządku dziennym, ulice pełne są prostytutek, mieszkańców całkowicie pochłaniają sprawy uciech cielesnych  i stale wybuchają kłótnie pomiędzy kupcami z Wenecji, Genui i Pizy; to miasto ma dziewięć głów jak Hydra i stale one walczą pomiędzy sobą. No, cóż, na powierzchni mniej więcej stadionu piłkarskiego mieszkali obok siebie członkowie nie specjalnie kochających się zakonów rycerskich (co najmniej czterech, w tym Templariuszy i Szpitalników), wspomniani wyżej kupcy z konkurujących miast-republik italskich, trochę Żydów, Arabów i zbieranina różnych rzezimieszków z całego ówczesnego świata.

Jeden z więźniów tego współczesnego więzienia doszedł do wniosku, że mu się przejadło i zaczął kopać tunel. Pewnie czytał Hrabiego Monte Christo. Miał niestety pecha, na nasze szczęście. Dokopał się, owszem, do czegoś większego i w to większe wpadł. Razem z nim wpadł kretes (stąd powiedzenie - wpadł z kretesem). To coś było bardzo duże i bez wyjścia. Strażnicy znaleźli go, wyciągnęli i zaczęli oglądać co to jest to bardzo duże.
A to bardzo duże wygląda tak:


I jest wspaniale zachowanym podziemnym miastem krzyżowców. To znaczy teraz ono jest podziemne, bo jak oni tu byli to było nadziemne. Kiedy Arabowie pokonali krzyżowców, a Akra była ostatnia twierdzą, którą zdobyli, zasypali ją piachem i gruzem ze zdobytego miasta i na tym kopczyku postawili nowe miasto. Pewnie nie chciało im się za bardzo przykładać do roboty z tym burzeniem, bo sporo zostało.


Piękne, prawda? Słychać kroki Ryszarda Lwie Serce, brzęk mieczy, ściszony gwar rozmów rycerzy-zakonników. Można dotknąć ścian, które są świadkami historii, tej z powieści i kina, zobaczyć to naprawdę, nie w wykonaniu Hollywoodu czy inne pary męt.

Poniżej: tak wygląda część więzienia postawionego na twierdzy krzyżowców (po lewej malowanka na płótnie, bo odsłonięcie tego, co pod spodem wymagało rozebrania części budynków.


 Do tej pory odkopano tylko część twierdzy. Jedne źródła podają, że ta część należała do Szpitalników, a inni sądzą, że była to wspólna część dla wszystkich zakonów. Świadczyć mają o tym cztery wielkie sale, każda dla jednego zakonu, wspólny kościół św. Jerzego oraz tunel prowadzący do portu. Miał on służyć do wprowadzania i wyprowadzania z twierdzy gości, którzy nie powinni być widziani przez postronnych. Dziś jest to jedna z atrakcji turystycznych, choć przewodnicy ostrzegają, że jeśli ktoś cierpi na klaustrofobię, to nie powinien... Bajanie, aż tak ciasny to on nie jest, no, może kawałeczek.
Trwają dalsze prace wykopaliskowe, bo oczywiście jest tego więcej.

Żądnych mocniejszych i bardziej współczesnych wrażeń może zainteresować muzeum więzienia w Acre, gdzie można oglądać celę śmierci, w której skazańcy oczekiwali na wykonanie wyroku, a na szafocie jeszcze ciągle wisi pętla nad zapadnią.

Na noc jedziemy nad jezioro Tyberiadzkie zwane Genezaret, morzem Galilejskim i Yam Kinneret.

cdn

poniedziałek, 24 września 2012

Szaman Galicyjski i sen Heroda

Autostrada numer 2, z Tel Avivu-Jaffy do Hajfy biegnie wzdłuż Morza Śródziemnego. Powinno być ślicznie, piękne widoki, zielono-niebieskie morze, błękitne niebo. Guzik. Z poziomu drogi, nawet patrząc z okien autobusu, nie widać nic. A już z pewnością morza. Półpustynna ziemia, czasem jakieś większe obszary uprawne. Po prawej, czyli w głębi lądu, upraw więcej. Głównie plantacje bananów i daktyli. Gospodarstwa duże, ciągnące się czasem przez dwa-trzy kilometry wzdłuż drogi. Od czasu do czasu sztuczne zbiorniki wodne gromadzące wodę do nawadniania pól.

Zjeżdżamy z autostrady ku brzegowi morza. To tu stało kiedyś miasto-port, wielki sen Heroda Wielkiego. Fajny facet, dziecko swojej epoki. Intrygant, knowacz, wielokrotny morderca (dziś powiedzielibyśmy, że podżegał, własnoręcznie przecież nie zabijał), kupił w Rzymie koronę Judei i rządził tam ok. 35 lat, rozbudował Świątynię Salomona i m.in. wybudował miasto-port nazwane lizusowsko Caesarea, żeby się przypodobać Imperatorowi. Przez 10 lat darł koty i kochał się ze swoją drugą żoną, Mariamne, z którą miał czworo dzieci i którą w końcu zabił, a potem bardzo żałował. W Talmudzie jest legenda, wg której Herod zabalsamował ciało żony w miodzie i trzymał przez siedem lat. Nie pytajcie czemu siedem, nie wiem. Ale do dziś istnieje talmudyczne określenie takich zwichrowanych poczynań "czyn Heroda". Jedna z wież pałacu Heroda w Jerozolimie nosiła też imię Mariamne. Przez stulecia (tysiąclecia?) oskarżany był też o wymordowanie niewiniątek w Betlejem. Do jego charakteru może to by pasowało, ale jakoś nie ma o tym wzmianki w żadnej historii (nie mam tu na myśli historyjek opowiadanych sobie pokątnie, żeby przestraszyć maluczkich i dzieci), są natomiast duże fragmenty o innych jego zbrodniach dotyczących pojedynczych ludzi. Zatem jak mogła by umknąć współczesnym dość wszakże duża akcja zgładzenia kilkudziesięciorga dzieci? Poza tym ma alibi. Zmarł w Jerycho w 4 r. pne., a więc na parę lat przed inkryminowany, zdarzeniem.

Dajmy pokój rozważaniom o rodzinnych perypetiach Heroda. Było, minęło. Z rozbudowanej przezeń Świątyni w Jerozolimie też nic nie zostało. Tylko niektórzy piszą o niej "Świątynia Heroda", większość pozostaje przy Drugiej Świątyni.

Coś jednak po Herodzie zostało. Cesarea Maritima, Cezarea Nadmorska. Zamarzyło się bowiem Herodowi  wystawić wielki (jak na owe czasy) port. I wybudował Cezareę. Port ogromny, mogący pomieścić nawet 400 statków, Sebastos - z greckiego Augustus (lizus). Amfiteatr nad morzem. Hippodrom. Pałac, w którym mieszkał on, a potem Poncjusz Piłat, prokurator Judei. A nad tym wszystkim górowała świątynia ku czci Cezara Augusta (mówiłem, lizus). Ciekawostką budowy falochronów było zastosowanie sprowadzonego z Italii pyłu wulkanicznego pozzolana, który z wodą tworzy nierozpuszczalny, twardy cement (w obecności wodorotlenku wapnia, dla dociekliwych). Budowano wielki drewniane skrzynie o podwójnych ścianach, wypływano je na morze i wypełniano owym pyłem. Skrzynie tonęły, pył twardniał i gotowe. Z tym, że wybudowanie w tych czasach ponad 800 metrów falochronu na otwartym morzu to jednak coś, nie?
Miał jednak Herod pecha albo złych geologów. Postawił port na uskoku biegnącym wzdłuż wybrzeża i już w I i II wieku n.e. trzęsienia ziemi zniszczyły miasto i port. Potem przyszli barbarzyńcy z Bizancjum, świątynię augusta zburzyli i postawili swój ośmiokątny kościół. Potem w 638 r.n.e. przyszli Muzułmanie, miast zdobyli nie bez pomocy zdrajcy, który przeprowadził ich kanałami do miasta. Po kościele nie zostało wiele, powstał meczet. Do czasu, aż przyszli krzyżowcy, miasto zdobyli, stracili, znowu zdobyli i znowu stracili. Tym razem na rzecz Mameluków. Ci zaś miasto zrównali z ziemią, co było ich obyczajem w stosunku do nadmorskich twierdz krzyżowców. Port zapadł się w morze po kolejnym trzęsieniu ziemi. I był spokój.

Dziś jest to turystyczna atrakcja. Na marginesie: ciekawostką izraelska jest, że oni "odbudowują" zabytki. W wielu miejscach do znalezionych ruin dodają fragmenty tak, że są one bardziej okazałe. Wrócę do tego tematu jeszcze raz, później.

Teraz Caesarea Maritima.
A Cesarea Maritima wygląda tak: (ze zewnątrz)


Ciekawostka dla zainteresowanych - widoczna tu fosa jest fosą suchą. W kraju takim jak ten, trudno było by utrzymać wodę we fosie.

A tak wygląda w środku:


Resztki portu.



Poniżej hippodrom, a właściwue to, co zeń zostało. Te kamienne budowle na pierwszym planie to pit-stopy dla rydwanów.


A teraz uwaga! Po raz pierwszy w internecie! Ci, o słabszych nerwach, proszę zakryć oczy. Oto Wasz Nieustraszony Szaman Na Drucianym Rydwanie! /foto Najmilsza/


Można otworzyć oczy. Coś, co bardzo mi się podobało i chciałbym takie cuś mieć, tyle, że klimat u nasz w Kornwalii na takie swywole nie pozwala. To co widzicie, to fragment pałacu Heroda Wielkiego (i Poncjusza Piłata) - basen z morską wodą. Z widokiem na morze, oczywiście. Wszystko było przykryte daszkiem, mile ocieniającym kąpiących się, a kolumnada od morza stwarzała niesamowity widok. Teraz tutejsi łowią z brzegu ryby. ale jak można łowić ryby w cudzej łazience?! Paweł i Gaweł?



I jeszcze słynny kamień z imieniem Piłata na dowód, że tu mieszkał. Jedne ze źródeł mówią, że to było oznaczenie jego miejsca w hipodromie lub amfiteatrze, ale jakoś mi się nie wydaje, żeby rzymski prokurator Judei musiał znaczyć swoje miejsce. W każdym razie imię jest, wyryte i choć to tylko kopia (oryginał w muzeum w Jerozolimie) i każden go fotografuje.


O, tu, w drugiej linijce od góry. PILATVS.

cdn.

sobota, 22 września 2012

Szaman Galicyjski i sprawa Białego Miasta

 Przybyłem do zesłańców, do Tell-Abib, osiedlonych nad rzeką Kebar, , i w osłupieniu pozostawałem tam przez siedem dni wśród nich. 
Księga Ezekiela 3,15

To było dawno. Teraz przybyłem i miałem pół dnia, by pozostać w osłupieniu. Faktem jest, że Tel Aviv robi wrażenie i to na wielu poziomach. Po pierwsze - historia. 

W Palestynie było sobie miasto Jaffa. Starsze niż ustawa przewiduje. W 1979 roku znaleziono fragmenty budowli obronnych ze średniego okresu brązu (3600-1200 pne), a pierwszy pisany dokument, w którym wymienione jest to miasto, to egipski papirus z 1470 r pne. Jaffa była i jest portem, do którego początkiem XX wieku przybywali Żydzi po pogromach w różnych krajach europejskich. Nieszczególnie im się wiodło w arabskim mieście, zatem zebrali się w kupę i wykupili od Beduinów wielki kawał pustyni na północ od Jaffy. Pustynia była pustynią, tanio wyszło. I tam w 1909 wybudowali miasto.  Znaczy, zaczęli, bo trochę im zeszło. I tak obok jednego z najstarszych miast świata, ciągle czynnego, powstało jedno z młodszych miast na Bliskim Wschodzie - Tel Aviv (zwane też Białym Miastem lub Dużą Pomarańczą Big Orange, co jest aluzją do Big Apple). Nazwę można wywieść z Księgi Ezekiela, j.w., albo z innego literackiego dzieła - Altneuland Teodora Herzla, austro-węgierskiego dziennikarza, Żyda, twórcy ruchu syjonistycznego. Tytuł ten znaczy Stary Nowy Kraj. Aviv  to po hebrajsku "źródło" czyli coś nowego, odradzającego się, zaś Tel  to "kopiec" utworzony ludzką ręką, w którym warstwami ułożone są w głąb coraz starsze cywilizacje i jest to symbol historii. Obecnie prawie półmilionowe miasto*), przez które rocznie przewija się ponad 2,5 miliona turystów.


Mimo, że miast jest bardzo młode, jak na Bliski Wschód, łatwo w nim wydzielić poszczególne okresy stuletniej historii. Zatem dzielnica czerwonych dachów - pierwsze domy osadników żydowskich wyznaczające kierunki ulic i placów. Po nich domy Bauhaus (poniżej - źródło Wikipedia), bardzo charakterystyczne.


I wreszcie budownictwo ostatnich lat (źródło - j.w.).. 



A obok przycupnięta Jaffa. Wygląda bardzo mizernie przy swoim młodszym bracie. Zaniedbana, niektóre domy wydaje się, zawalą się za chwilę. Na szczycie wzgórza pomnik ze scenami biblijnymi: zdobyciem Jerycha, ofiarą Abrahama, dwunastoma plemionami Izraela i pewnie czymś jeszcze, ale nie udało mi sie rozszyfrować wszystkiego. A pomnik wygląda tak.




I widok na przepiękne plaże Tel Avivu. Z hotelu, w którym mieszkaliśmy, wystarczyło pójść w dół ulicą, przejść trochę szerszą arterię i już było się na plaży. 




Tuż obok kościółek św. Piotra, który przebywał tu i nawet wskrzesił(?) wdowę Tabitę/ gr. Dorcas (Dz.Ap.9:36-42). Można do niego dojść mostem życzeń. Na jednej z poręczy znajdują się znaki zodiaku. Kto trzymając rękę na swoim znaku i patrząc w morze pomyśli życzenie - może mu się spełni.

A most wygląda tak.


A kościółek tak.


W środku polski akcent. A akcent polski wygląda tak.


I jeszcze ambona, bo śliczna ona jest. foto - Najmilsza.


I to na dziś wszystko. Będzie ciąg dalszy.

_______________________________
*) Tel Aviv Metropolitan Area ma ponad 3,3 miliona.

czwartek, 20 września 2012

Szaman Galicyjski i sprawa podróży

Jak wspomniałem byłem, razem z Najmilszą udaliśmy się do ciepłego kraju. Dość odległego. Na innym kontynencie i na drugiej półkuli.

Najsampierw wstaliśmy bardzo rano, jeszcze przed wschodem słońca i zważyliśmy toboły, żeby nie było za dużo. Torebki nie są ciężkie. Poczem udaliśmy się na przystanek autobusowy. Nie żeby było szybciej niż koleją, ale dlatego, że taniej i bez przesiadek. Szamany tak już mają, że nie lubią wydawać kasy a lubią wygodę. Pierwszy odcinek podróży, 251 mil w 5 godzin i 45 minut.

Na lotnisku miła pani pilot (a tour manager po tutejszemu) się nami zajęła i wszystko pokazała, jak dzieciom: w tej kolejce stańcie, jak was zapytają, to powiedzcie to i to, potem przejdźcie do tamtej kolejki, a potem w lewo i do końca. Jak wam coś przykleją do walizki to nie bójcie się, oni tak mają. Myślałem, że tyle razy dane mi było*) lecieć samolotem, że potrafię sam sobie poradzić, ale nie. Jest procedura objęcia opieką, zatem mam czuć się zaopiekowany.


A potem zapakowali nas do takiego zwierza B747 (10 osób w jednym rzędzie, a tych rzędów ponad 50...) i... poszły konie po betonie! Albo poleciały ptaki w krzaki.

Fotki z podróży:


2231 mil w 5 godzin i 35 minut. Czego to ludzie nie wymyślą...? Taki Rysiu Lwie Serce potrzebował pół roku. A my nawet nie pół doby. No, gdyby nie przerwa w oczekiwaniu na lot.

I w końcu na miejscu (prawie):


Koła dotknęły rozgrzanego asfaltu, potoczyliśmy się do rękawa, odebrali bagaże i krótki transfer do hotelu.
Mała uwaga - wychodząc z samolotu patrzyłem na mijane fotele. Ludzie! Czy wy nigdy nie widzieliście kosza na śmieci? W domu też rzucacie wszystko na podłogę?! Takiego chlewu dawno nie widziałem. Przed pewną panią, która zawodowo czas jakiś latała na dalekich liniach, chylę czoła. Bo my do hotelu spać, a załoga do sprzątania. Ze dwie godziny jak nic. Szacunek, Przepióreczko. Szczerze.

Cdn.

___________________
*) nie dane, nie dane, musiałem zapłacić

poniedziałek, 3 września 2012

Szaman Galicyjski i sprawa oszczędności

Oszczędzać trza. Każden jeden to wie. Zwłaszcza, kiedy jest szefem wysuniętej placówki medycznej w dalekiej Kornwalii. Moja szefowa właśnie próbuje zdać test z oszczędności.

Z powodu, że ponieważ wyjeżdżam jutro z Najmilszą na nieco ponad tydzień do ciepłego kraju trzeba mnię zastąpić na sali operacyjnej. A to kosztuje i to słono. Takiemu, co mnie zastąpi, trzeba albowiem zapłacić za to, że przyjedzie, za to, że gdzieś zamieszka i za to, co zrobi. No, to lepiej i taniej, żeby przyjechał na krócej i zrobił mniej.

Zatem miałem dziś szesnaście zabiegów, ale jutro i we środę listy nie ma. Pustki, wypełnione wewnętrznymi szkoleniami dla wybranych, bo trzy panie, którym przyszło by pracować ze mną (przedoperacyjna, anestezjologiczna*) i pooperacyjna) - won do domu. Wyjdzie jeszcze taniej.

Kapitalizm jest piękny! He, he, he... hmmm....

_________________
*) w tutejszym znaczeniu tego słowa, nie mylić z pielęgniarką anestezjologiczną z eRPe.